RELACJA Z VIOLETTA LIVE. Nadszedł ten długo oczekiwany dzień... Nim się obejrzeliśmy na kartkach kalendarzy pojawiła się data 29 marca, a to mogło oznaczać tylko jedno dla wszystkich V-lovers z Polski. Otóż tego dnia o godzinie 14:30 i 19:00 odbyły się koncerty Violetta Live! Trójka osób z naszej redakcji miała okazję uczestniczyć w tym wielkim wydarzeniu, dlatego postanowiłyśmy zrobić mega relację, abyście choć w pewnym stopniu mogli poczuć to, co czuły osoby będące na występie obsady.
Czas wsiadać to samochodu! Bagaże spakowane do bagażnika, niezbędne rzeczy są, teraz jedziemy w kierunku Łodzi! Osobiście zamieszkuje tereny pod Warszawą, dlatego koncertowe miasto oddalone jest od mojej miejscowości (Garwolin), o około 3 godziny drogi. Występ miał miejsce w niedzielę, dlatego jadąc nie napotkaliśmy się na żadne większe korki. Podróż przebiegła szybko i pomyślnie, jednak ja denerwowałam się nawet na jakikolwiek pojazd, który wlókł się przed naszym i tym samym opóźniał ruch. Kolejny kilometr, kolejny fragment drogi za nami... Szczerze mówiąc taka "wycieczka" była okazją dla mnie do poznania nieco innych zakątków Polski. W Łodzi byłam pierwszy raz i miło być pozwiedzać tamte tereny. Jadąc, co było dla mnie naprawdę dziwne wszędzie było bardzo wiele plantacji owoców, jakichś hurtowni i fabryk z jabłuszkiem w logo. Wszystko było wspaniale, jednak problem zaczął się, gdy nie mogliśmy trafić na plac Atlas Areny. Pytaliśmy przechodniów o drogę i szczerze? Miałam wrażenie, że przejechaliśmy przez całe miasto, żeby się tam dostać. Większość samochodów zmierzała w jednym kierunku, wtedy jeszcze dla mnie nie znanym. Dopiero gdy ujrzeliśmy dach areny zdałam sobie sprawę, że tym obiektem było właśnie miejsce koncertu. Korki zaczęły się dosłownie 400 metrów przed stadionem. Byłam okropnie niecierpliwa, gdyż czas leciał, a my tkwiliśmy w jednym miejscu. Patrząc przez szybę na sąsiednie samochody widziałam, że nie tylko ja byłam tak zniecierpliwiona. Serce mi się krajało, kiedy widziałam V-lovers biegnących ulicą Bandurskiego z gadżetami i plakatami w rękach. Miałam chęć otworzyć drzwi i pobiegnąć tak, jak one, choć w tamtym momencie to było niemożliwe. I wtedy zdałam sobie sprawę, dlaczego w szczegółach dotyczących koncertu planowana godzina przybycia wyznaczona była na 16:30 (koncert był o 14:30). Rada na przyszłość? Naprawdę wybierzcie się nieco wcześniej, bo przed samiutkim występem dociera bardzo dużo osób! Moje "spóźnienie" wynikło natomiast ze spraw osobistych, co przedłużyło przyjazd.
A co w czasie przejazdu? Melodie piosenek z "Violetty" z pewnością wprawiły mnie w koncertowy nastrój i zmniejszyły moją złość na ogromne korki pod Areną (śmiech). W czasie podróży byłam pod ciągłym kontaktem z redaktorkami naszego bloga-Kaliną oraz Patrycją. W wolnej chwili podziwiałam uroki Łodzi, a przed przyjazdem do centrum tylko wyczekiwałam drogowskazu z nazwą tego miasta! Łódź jest dosyć miłym, przyjaznym i atrakcyjnym miastem, aczkolwiek moje serce należy do położonej niedaleko mnie Warszawy. Nie miałam okazji pozwiedzać, jednak po krótkiej obserwacji wnioskuję, iż tutaj króluje nieco starsze budownictwo, choć zdarzają się i nowoczesne hotele i wieżowce. No i jesteśmy! Dotarłam, nareszcie! Ale zaraz, zaraz... Jeszcze trzeba samochód zaparkować. Kilka okrążeni po parkingach i znaleźliśmy miejsce-na szczęście! Więcej czekania bym nie zniosła. Wyjmujemy drobne bagaże, sprawdzamy czy wzięliśmy bilety i wspólnie z mamą oraz siostrą ruszamy ku arenie. Jednak nic nie jest tak łatwe, tak jak się wydaje. Śmiało przyznam-pod obiektem jest bardzo mało przejść dla pieszych (śmiech). Musieliśmy przejść niemały kawałek drogi, żeby móc przejść na drugą stronę ulicy i ruszyć ku wejściu. Na początku planowałam wejść wejściem 16, jednak z pośpiechu wparowałam do pierwszego z brzegu nie patrząc nawet, która to brama. Serce zaczęło bić mocniej. Szłam do przodu nie wiedząc gdzie... Choć za prawie 10 minut miał zacząć się koncert, setki fanów dopiero napływało do Atlas Areny!
Na skasowanie biletów nie musiałam długo czekać. Choć były kolejki to wszystko przebiegło tak sprawnie, że nim się nie obejrzałam byłam już w środku. Po takim urwaniu głowy ze zgodami, legitymacją wszystko przebiegło bezproblemowo, a sprawdzany był tylko i wyłącznie bilet. Ochrona skasowała bilet i mogliśmy przejść przez bramkę. Dalej czekała nas moc gadżetów i smakołyków, jak i moc niesamowitych cen "jak z Biedronki". (śmiech) Oczywiście, tak jak mówiliśmy wcześniej ceny były wygórowane, jak tylko można. Najzwyklejsza flaga z podobizną Violetty kosztowała 50 złotych, plakat-20 złotych, lampki około 50 złotych, a ceny koszulek i bluz wahały się nawet do ponad 150 zł. Zrobiłam zdjęcie i przeszłam dalej, bo moim zdaniem nie było sensu bawić się w shopping, zwłaszcza że chciałam zdążyć jeszcze przed rozpoczęciem i spotkać redaktorki bloga. Wchodząc do jednego z wejść (było ich kilka) przeżyłam ogromny, ale to naprawdę ogromny szok. Wcześniej byłam już na koncertach, ale znacznie mniejszych, dlatego widząc te dziesiątki tysięcy fanów, którzy przyszli w tym samym celu, co ja. Najpierw razem z siostrą zajęłyśmy swoje miejsca. W razie problemów pytałyśmy jedną z ochroniarek, która uprzejmie wskazała nam miejsce, gdzie znajduje się sektor A2. Byłam ogromnie zdziwiona, jak blisko sceny się znajdowałam. Przypomnę, iż znajdowałam się w rzędzie 11, miejsca 11-12. Widoki były niesamowite, a rozglądając się widziałam dosłownie całą halę. Szybko zostawiłam kurtkę razem z moją towarzyszką, a ja poszłam w poszukiwaniu Kaliny, która miała swoją miejscówkę niedaleko mnie. Chodziłam wśród fanów i pytałam o sektor B1, jednak na marne. Wracając do swojego rzędu usłyszałam, że ktoś woła moje imię. To Kalina! W rzeczywistości jest jeszcze piękniejszą, jeszcze bardziej miłą i pogodną osobą. Rozmawiałyśmy do czasu, kiedy nie zgarnęła nas ochrona prosząca o zajęcie już swoich miejsc. A więc co nam zostało? Usiąść wygodnie i czekać na rozpoczęcie. Emocje były niesamowite, a z lekkiego stresu przełamałam glowsticka i zaczął świecić mi już w chwili zaczęcia... Dziewczyny z redakcji, które przybyły wcześniej rozdawały kartki po całej Arenie (około 100 białych i 50 czerwonych).
Światła zgasły, a każdemu serce zaczęło walić jak szalone. Już za chwilę miał się rozpocząć koncert. Pierwsza melodia piosenki, efekty świetlne i... Pisk całej widowni! Sama zaczęłam krzyczeć, jak szalona, bo zobaczenie obsady było już tak blisko nas... Jednak to jeszcze nie był początek tego wszystkiego, gdyż mimo naszemu zdziwieniu na scenie pojawiła się grupa tancerzy w neonowych strojach! Zdecydowanie to podgrzało tę całą atmosferę, a fani jeszcze bardziej zaczęli wyczekiwać tego momentu. Mnóstwo trójwymiarowych efektów oraz głos mówcy informujący o przylocie samolotu był tak tajemniczy i emocjonujący. Nagle zabrzmiała znana nam piosenka... Pierwszy fragment melodii i tym razem jeszcze większy krzyk! O jakim utworze mowa? Oczywiście była to "En gira" promująca trzeci sezon serialu! Na scenie pojawiła się cała obsada koncertowa i wspólnie z fanami zaczęli śpiewać piosenkę. Nagle z moich oczu zaczęły lecieć łzy, łzy szczęścia. Nie wierzyłam, że to wszystko dzieje się naprawdę, że jestem w tym miejscu i razem z tysiącami fanów mogę przeżywać ten niesamowity moment. Następnie zabrzmiało "Tienes el talento" i "Euforia". Wszystkie trzy piosenki były połączone; następowały po sobie bez jakichkolwiek przerw. Możemy nazwać to takim wstępem do całego koncertu. Nasze głosy było słychać w bardzo dużym stopniu, co było ogromnym (pozytywnym) zaskoczeniem dla mnie. Właśnie takie powinno być rozpoczęcie koncertu! Wspaniale pokazaliśmy, jaka energia w nas drzemie, że mimo hiszpański i polski to dwa różne języki, my potrafimy zaśpiewać i pokazać na co nas stać!
Koncert swoją drogą, ale najpierw czekała nas długa podróż. Zanim jednak wsiadłam w samochód i razem z rodziną zaczęłam zmierzać w kierunku Łodzi, zaczęliśmy wielkie przygotowania. Od samego rana byłam bardzo, ale to bardzo zamyślona. Myślami byłam kompletnie w innym miejscu, a tymczasem miałam masę rzeczy do zrobienia na głowie. Dokończenie transparentu, dobór ubrań, spakowanie jedzenia, biletów, telefonu, zgody... I jak tu o czymś nie zapomnieć? Nie ukrywam, że byłam nieco zestresowana, a z drugiej strony rozpierały mnie pozytywne emocje. Nie mogłam doczekać się momentu, kiedy po raz pierwszy zobaczę znajome mi z telewizji twarze. Bez wątpienia chciałam, aby ten dzień był jak najbardziej udany. W końcu taka okazja nie zdarza się na co dzień, a wręcz przeciwnie. Czekaliśmy na nią niemalże ponad dwa lata i śmiało mogę powiedzieć, że było warto. Torba spakowana, a co zabrałam? Rzecz jasna bilety, zgodę rodzica na wejście samemu, pieniądze, chusteczki, długopisy, książkę gdyby trafiła nam się okazja spotkania obsady oraz jedzenie i transparent. Mój ekwipunek nie był duży ze względu na to, że nie chciałam się "przeciążać" podczas stania w kolejce. A jak przygotowywali się czytelnicy naszego bloga i asku? ,,Z wielką adrenaliną czekałam na to! Zabrałam pamiętnik i Po Prostu Tini!" mówi jedna z V-lovers.
Czas wsiadać to samochodu! Bagaże spakowane do bagażnika, niezbędne rzeczy są, teraz jedziemy w kierunku Łodzi! Osobiście zamieszkuje tereny pod Warszawą, dlatego koncertowe miasto oddalone jest od mojej miejscowości (Garwolin), o około 3 godziny drogi. Występ miał miejsce w niedzielę, dlatego jadąc nie napotkaliśmy się na żadne większe korki. Podróż przebiegła szybko i pomyślnie, jednak ja denerwowałam się nawet na jakikolwiek pojazd, który wlókł się przed naszym i tym samym opóźniał ruch. Kolejny kilometr, kolejny fragment drogi za nami... Szczerze mówiąc taka "wycieczka" była okazją dla mnie do poznania nieco innych zakątków Polski. W Łodzi byłam pierwszy raz i miło być pozwiedzać tamte tereny. Jadąc, co było dla mnie naprawdę dziwne wszędzie było bardzo wiele plantacji owoców, jakichś hurtowni i fabryk z jabłuszkiem w logo. Wszystko było wspaniale, jednak problem zaczął się, gdy nie mogliśmy trafić na plac Atlas Areny. Pytaliśmy przechodniów o drogę i szczerze? Miałam wrażenie, że przejechaliśmy przez całe miasto, żeby się tam dostać. Większość samochodów zmierzała w jednym kierunku, wtedy jeszcze dla mnie nie znanym. Dopiero gdy ujrzeliśmy dach areny zdałam sobie sprawę, że tym obiektem było właśnie miejsce koncertu. Korki zaczęły się dosłownie 400 metrów przed stadionem. Byłam okropnie niecierpliwa, gdyż czas leciał, a my tkwiliśmy w jednym miejscu. Patrząc przez szybę na sąsiednie samochody widziałam, że nie tylko ja byłam tak zniecierpliwiona. Serce mi się krajało, kiedy widziałam V-lovers biegnących ulicą Bandurskiego z gadżetami i plakatami w rękach. Miałam chęć otworzyć drzwi i pobiegnąć tak, jak one, choć w tamtym momencie to było niemożliwe. I wtedy zdałam sobie sprawę, dlaczego w szczegółach dotyczących koncertu planowana godzina przybycia wyznaczona była na 16:30 (koncert był o 14:30). Rada na przyszłość? Naprawdę wybierzcie się nieco wcześniej, bo przed samiutkim występem dociera bardzo dużo osób! Moje "spóźnienie" wynikło natomiast ze spraw osobistych, co przedłużyło przyjazd.
A co w czasie przejazdu? Melodie piosenek z "Violetty" z pewnością wprawiły mnie w koncertowy nastrój i zmniejszyły moją złość na ogromne korki pod Areną (śmiech). W czasie podróży byłam pod ciągłym kontaktem z redaktorkami naszego bloga-Kaliną oraz Patrycją. W wolnej chwili podziwiałam uroki Łodzi, a przed przyjazdem do centrum tylko wyczekiwałam drogowskazu z nazwą tego miasta! Łódź jest dosyć miłym, przyjaznym i atrakcyjnym miastem, aczkolwiek moje serce należy do położonej niedaleko mnie Warszawy. Nie miałam okazji pozwiedzać, jednak po krótkiej obserwacji wnioskuję, iż tutaj króluje nieco starsze budownictwo, choć zdarzają się i nowoczesne hotele i wieżowce. No i jesteśmy! Dotarłam, nareszcie! Ale zaraz, zaraz... Jeszcze trzeba samochód zaparkować. Kilka okrążeni po parkingach i znaleźliśmy miejsce-na szczęście! Więcej czekania bym nie zniosła. Wyjmujemy drobne bagaże, sprawdzamy czy wzięliśmy bilety i wspólnie z mamą oraz siostrą ruszamy ku arenie. Jednak nic nie jest tak łatwe, tak jak się wydaje. Śmiało przyznam-pod obiektem jest bardzo mało przejść dla pieszych (śmiech). Musieliśmy przejść niemały kawałek drogi, żeby móc przejść na drugą stronę ulicy i ruszyć ku wejściu. Na początku planowałam wejść wejściem 16, jednak z pośpiechu wparowałam do pierwszego z brzegu nie patrząc nawet, która to brama. Serce zaczęło bić mocniej. Szłam do przodu nie wiedząc gdzie... Choć za prawie 10 minut miał zacząć się koncert, setki fanów dopiero napływało do Atlas Areny!
Na skasowanie biletów nie musiałam długo czekać. Choć były kolejki to wszystko przebiegło tak sprawnie, że nim się nie obejrzałam byłam już w środku. Po takim urwaniu głowy ze zgodami, legitymacją wszystko przebiegło bezproblemowo, a sprawdzany był tylko i wyłącznie bilet. Ochrona skasowała bilet i mogliśmy przejść przez bramkę. Dalej czekała nas moc gadżetów i smakołyków, jak i moc niesamowitych cen "jak z Biedronki". (śmiech) Oczywiście, tak jak mówiliśmy wcześniej ceny były wygórowane, jak tylko można. Najzwyklejsza flaga z podobizną Violetty kosztowała 50 złotych, plakat-20 złotych, lampki około 50 złotych, a ceny koszulek i bluz wahały się nawet do ponad 150 zł. Zrobiłam zdjęcie i przeszłam dalej, bo moim zdaniem nie było sensu bawić się w shopping, zwłaszcza że chciałam zdążyć jeszcze przed rozpoczęciem i spotkać redaktorki bloga. Wchodząc do jednego z wejść (było ich kilka) przeżyłam ogromny, ale to naprawdę ogromny szok. Wcześniej byłam już na koncertach, ale znacznie mniejszych, dlatego widząc te dziesiątki tysięcy fanów, którzy przyszli w tym samym celu, co ja. Najpierw razem z siostrą zajęłyśmy swoje miejsca. W razie problemów pytałyśmy jedną z ochroniarek, która uprzejmie wskazała nam miejsce, gdzie znajduje się sektor A2. Byłam ogromnie zdziwiona, jak blisko sceny się znajdowałam. Przypomnę, iż znajdowałam się w rzędzie 11, miejsca 11-12. Widoki były niesamowite, a rozglądając się widziałam dosłownie całą halę. Szybko zostawiłam kurtkę razem z moją towarzyszką, a ja poszłam w poszukiwaniu Kaliny, która miała swoją miejscówkę niedaleko mnie. Chodziłam wśród fanów i pytałam o sektor B1, jednak na marne. Wracając do swojego rzędu usłyszałam, że ktoś woła moje imię. To Kalina! W rzeczywistości jest jeszcze piękniejszą, jeszcze bardziej miłą i pogodną osobą. Rozmawiałyśmy do czasu, kiedy nie zgarnęła nas ochrona prosząca o zajęcie już swoich miejsc. A więc co nam zostało? Usiąść wygodnie i czekać na rozpoczęcie. Emocje były niesamowite, a z lekkiego stresu przełamałam glowsticka i zaczął świecić mi już w chwili zaczęcia... Dziewczyny z redakcji, które przybyły wcześniej rozdawały kartki po całej Arenie (około 100 białych i 50 czerwonych).
Światła zgasły, a każdemu serce zaczęło walić jak szalone. Już za chwilę miał się rozpocząć koncert. Pierwsza melodia piosenki, efekty świetlne i... Pisk całej widowni! Sama zaczęłam krzyczeć, jak szalona, bo zobaczenie obsady było już tak blisko nas... Jednak to jeszcze nie był początek tego wszystkiego, gdyż mimo naszemu zdziwieniu na scenie pojawiła się grupa tancerzy w neonowych strojach! Zdecydowanie to podgrzało tę całą atmosferę, a fani jeszcze bardziej zaczęli wyczekiwać tego momentu. Mnóstwo trójwymiarowych efektów oraz głos mówcy informujący o przylocie samolotu był tak tajemniczy i emocjonujący. Nagle zabrzmiała znana nam piosenka... Pierwszy fragment melodii i tym razem jeszcze większy krzyk! O jakim utworze mowa? Oczywiście była to "En gira" promująca trzeci sezon serialu! Na scenie pojawiła się cała obsada koncertowa i wspólnie z fanami zaczęli śpiewać piosenkę. Nagle z moich oczu zaczęły lecieć łzy, łzy szczęścia. Nie wierzyłam, że to wszystko dzieje się naprawdę, że jestem w tym miejscu i razem z tysiącami fanów mogę przeżywać ten niesamowity moment. Następnie zabrzmiało "Tienes el talento" i "Euforia". Wszystkie trzy piosenki były połączone; następowały po sobie bez jakichkolwiek przerw. Możemy nazwać to takim wstępem do całego koncertu. Nasze głosy było słychać w bardzo dużym stopniu, co było ogromnym (pozytywnym) zaskoczeniem dla mnie. Właśnie takie powinno być rozpoczęcie koncertu! Wspaniale pokazaliśmy, jaka energia w nas drzemie, że mimo hiszpański i polski to dwa różne języki, my potrafimy zaśpiewać i pokazać na co nas stać!
Teraz czas nieco się wyciszyć i wczuć się w rytm spokojnego "Habla si puedes", ale zaraz, zaraz... Najpierw trzeba przywitać się z obsadą. Ekipa przygotowała dla nas małe powitanie, gdzie każdy powiedział kilka słów od siebie i nie tylko w języku angielskim, ale także polskim! "Cześć Polska" w ustach Jorge Blanco (Leon) brzmiało cudownie, a serca wszystkich Jorgistas po prostu leciały do nieba. Następnie Martina powiedziała gorące "Thank you so much", a fani zaczęli krzyczeć, ile sił mieli w płucach. Piski najprawdopodobniej wynikały z dużej ilości także młodszych fanów, którzy nie znali w pełnym stopniu języka. Uśmiech nie schodził zarówno z twarzy aktorów, jak i z naszych. Z pewnością nie mogło zabraknąć kilku słów od Ruggero, Facundo, Alby, Samuela, Diego czy nawet Mechi. Wcielając się w "skromną" Ludmiłę pytała o to, czy chcemy ją zobaczyć i posłuchać. Szczerze mówiąc, w rzeczywistości nasza Mechita ma bardzo, ale to bardzo cienki, cichy i nieco piskliwy głosik. Choć w serialu gra pewną siebie Ludmiłę Ferro, w realu jest naprawdę spokojna i skromna. Po tym wstępie na scenę wkroczyła Justyna Bojczuk i oficjalnie rozpoczęła koncert. Piosenka wykonywana chwilę potem przez Martinę była jednym słowem magiczna. Nie mogło obyć się także bez kojarzącej się także z poprzedniej trasy ławeczki. Ale skoro jest i ławka musi być też Leonetta, prawda? Zatem po tym utworze wystąpiła Tini w duecie z Blanco.
Moim skromnym jakże zdaniem był to jeden z najromantyczniejszych momentów koncertu! Przed "Podemos" odbył się krótki dialog między serialowym Leonem i Violettą, a nasz Jorgito spytał się widowni czy uważamy, że Martina jest piękna. V-lovers zareagowali bardzo entuzjastycznie i odpowiedzieli krótkim "Yes" lub "Si". Wiele myślało, że po wyznaniu miłości przez Violettę nastąpi pocałunek, jednak to jeszcze nie ten czas. Wyczekiwane "beso" pojawiło się nieco później! Zaraz potem na estradę wparował zespół All4You z zapytaniem czy chcemy, żeby zaśpiewali "All you ready for a ride?". Najpierw jednak wszyscy wspólnie zaśpiewaliśmy bez podkładu refren tej piosenki. Zadziwiające było, jak dobrze znaliście tekst. Należą się gratulacje. Choć od koncertu minęło już kilka dni, to ja ciągle mam przed sobą śpiewającą tę piosenkę fanów. Ruggero zaczął śpiewanie, a wraz z nim swoje głosy włączyła cała publiczność. Potem włączyła się także reszta naszych mężczyzn. Dalej wszedł Jorgito, a w Arenie zabrzmiała muzyka do tego utworu. Kolejno nadszedł czas na Alcancemos las estrellas w wykonaniu Martiny, Candelarii, Mercedes i Alby. Ten przebój był naprawdę energiczni, a V-lovers nie szczędzili śpiewania. I wreszcie długo oczekiwana chwila, kiedy na scenę wszedł Jorge Blanco-z gitarą oczywiście! Na co czas? Na dwie wersje Voy por ti (akustyczną i normalną). Śmiało mogę powiedzieć, że rozpływałam się, gdy serialowy Leon wykonywał ten utwór przygrywając sobie na gitarze.
Koniec chłopaków, czas na dziewczynę! Na scenę wchodzi... Nie, nie Violetta! Tym razem to Roxy. Z angielskim Polacy też sobie radzą. Mimo, że piosenka pochodzi z trzeciego sezonu i poznaliśmy ją stosunkowo niedawno, każdy śpiewał ile sił! Na koniec piosenki Martina zdjęła różową perukę i pozbyła się tej "maski" Roxy. No dobra, dobra... A teraz może dla odmiany coś innego? Na estradę wchodzi Ruggero Pasquarelii i śpiewa znane "Luz, camara, accion", a wszystkie Ruggeristas zapewne umierają, łącznie z redaktorką naszego bloga-Patrycją. Nasz serialowy Federico ma naprawdę bardzo, ale to bardzo dużo energii! Po tym utworze Candelaria, Tini zareklamowały pluszaki Tsum Tsum, które z pewnością przyniosły dużo uśmiechu na naszych twarzach. Otóż Molfese przyszła z wielkim Tsum Tsumem. Martina uważała go za uroczego, znów nasza "Camila" powiedziała, żeby poprosiła o takiego pluszaka Leona. Po tej scence wykonały "Codigo Amistad" i choć brakowała nieco udziału Lodovici, to poradziły sobie wspaniale.
Na scenę znów powraca Jorgito z "Entre dos mudnos". Wielkim, ale to wielkim zaskoczeniem był fakt, że zamiast na początku śpiewać "Oh, oh, oh, oh, oh, oh, oh" zaśpiewał "Po po po po po Polska". Warto dodać, że nie zrobiono tak w żadnym innym kraju! Możemy czuć się wyróżnieni. A teraz czas na to aby wykazały się Albanaticas i Mechilovers! Dziewczyny w duecie zaśpiewały "Peligrosamente bellas". Wyglądały wprost cudownie! I kolejny, dobrze znany nam utwór. Niestety ja byłam nie do końca spełniona ze względu na to, że była to piosenka trzech przyjaciółek: Violetty, Francesci i Camili, a dobrze wiemy, że Comello zrezygnowała z trasy Violetta Live. Mimo tego, jak zawsze reszta dała z siebie 101%! A teraz z góry Was przepraszam, ale tutaj się trochę rozpiszę, bo właściwie był to najważniejszy moment w czasie koncertu dla mnie, to była wyjątkowa chwila. Od kilku dni oglądałam nagrania z innych krajów, kiedy to nasz Dominguez wykonywał "Yo soy asi" i w tę niedzielę moje marzenie się spełniło, aby usłyszeć to dzieło na żywo. Wyszło mu wprost genialnie i choć pojawiał się już na scenie kilkakrotnie w grupowych piosenkach, to tą piosenką wymiótł całą resztę! Łzy leciały mi jak szalone, jednak ciągle miałam uśmiech na twarzy i nie wierzyłam, że to prawda. Krzyczałam, ile sił w płucach jego imię.
Były piosenki z drugiego sezonu, były z pierwszego.. Teraz chcemy trzeci! Martina weszła na scenę i wykonała "Supercreativa". Komentarz do piosenki? Było niesamowicie, a Stoessel w rzeczywistości jest jeszcze chudsza niż na zdjęciach. (śmiech) Jorgistas jeszcze mało? Ok, ok. Jest jeszcze "Te esperare". Na życzenie Blanco wszyscy fani zaczęli śpiewać razem z nim. Część osób dostosowała się do ustalonych akcji i do rąk wzięła zapalone lapki w telefonach czy aparatach i machała nimi. Choć efekt nie był znaczący, tak jak w przypadku "Soy mi mejor momento" to akcję możemy uznać za prawie udaną. "Como quieres" w tej trasie jest nieco inne. Tinita nie stoi już na wielkim diamencie, aczkolwiek wykonanie nadal jest bardzo dobre. I teraz jedna z moich ulubionych piosenek-"Ven con nosotros" rozgrzało publiczność! I znowu czas umierania dla Oli. Tak, tak-znowu Diego. Tym razem zaprezentował "Ser quien soy". Wersja co prawda nie była pełna, a jedynie wykonano refren (wspólnie z Martiną), ale wzbudziła wiele łez. I tutaj naprawdę wielkie gratulacje, bo było Was słychać wspaniale, co wyróżniało się na tle innych krajów. Do tej pory po nocach śni się ten moment, bo był cudowny. Pewnie myślicie sobie "wariatka", ale przyjechałam do Łodzi głównie dla niego i w ten sposób spełniłam swoje marzenia. ♥
Teraz time na grupowe piosenki-"On beat" i "Juntos somos mas". Większość dostosowała się do akcji i skakała oraz machała swoimi kolorowymi glowstickami! Było widać Waszą energię! Hm... Po tych piosenkach na scenę wyszła Martina mająca sobie flagę Polski. Był to naprawdę magiczny moment ze względu na to, że nie miała jej na żadnym innym koncercie. Nie mogłam powstrzymać się od płaczu, bo te słowa.. Słowa wdzięczności, słowa podzięki za to, że jesteśmy, za to, ile serca w to wszystko wkładamy, za każdy nasz uśmiech. Akustyczna wersja "Soy mi mejor momento" była zdecydowanie znaczącym momentem. Tak, jak słowa piosenki mówią "Mój najlepszy moment". I przełomowa chwila! "Ser mejor" i nagle wszyscy podnoszą w górę kolorowe kartki (płyta czerwone, trybuny białe). Obsada była tak pełna podziwu... Sama ryczałam jak bóbr, bo tutaj zobrazowano to, ile razem potrafimy zdziałać! Wielu myślała, że to koniec koncertu, jednak nie. Na estradę weszła Justyna Bojczuk i zachęcała nas do krzyku, aby pokazać ekipie, że nadal mamy siłę, chcemy więcej i tego oczekujemy! Piski były niesamowite, a zaraz potem pojawiła się Tini na wielkim księżycu, który wędrował po widowni. Zatrzymał się nieco w prawo ode mnie, jednak centralnie nad nami! "Te creo" uważam za udane! Śpiewali wszyscy! I starsi, i młodsi.
Zostały jeszcze wie piosenki, które na pewno zna każdy z Was-"En mi Mundo" oraz... O tym zaraz. Początkowa piosenka z "Violetty" była jedną z wykonanych przez publiczność najlepiej za pewne ze względu na to, żet towarzyszy nam od samego początku. Potem wykonano "Libre soy", czyli utwór z "Krainy Lodu". Mimo, że ta piosenka kompletnie odbiega od Violetty, większość znała ją perfekcyjnie. W tym czasie ja przedostałam się pod samą scenę i gościłam pierwszy rząd. Było niesamowicie być niemal metr od Diego! To była zdecydowanie przełomowa chwila, gdyż na scenę weszli także producenci, rodzina obsady, a także Clara Alonso! Dużym zdziwieniem było także ich pocałunek (Diego i Clary). W tym momencie choć serce mi się nieco krajało, zdałam sobie sprawę, czym jest prawdziwa miłość. Jestem bardzo szczęśliwa, że Dominguez znalazł tak cudowną dziewczynę i życzę mu jak najlepiej! Poza tym jest śliczna! (to tak na boku). A no tak, zapomniałam jeszcze o kilku kwestiach. Było też beso Leonetty, jednak z jednej strony okropnie się zawiodłam, a z drugiej byłam dumna. Tradycyjnie zgasili światła od razu, jak się do siebie zbliżyli, ale Martina powiedziała do niego "Kocham Cię" po polsku. Ogólnie było dużo polskiego akcentu, a obsada powiedziała w tym języku naprawdę dużo i było to m.in "Jesteście super", "Kocham Was" czy też "Śpiewajcie ze mną". W pewnym momencie z tub wyleciało mega-dużo fioletowych serduszek! Mechita wyszła na scenę z napisem na czole, iż nas kocha. Niesamowity koncert, niesamowite emocje, niesamowici ludzie, niesamowite wspomnienia. Warto? Warto! Wyszłam z Areny z głową pełną Diego. Szłam i krzyczałam "Spotkałam mojego męża". (śmiech) Szczera prawda. Jaki z tego wniosek? Eh, Łodzi nic nie pobije, ale próbujcie! (śmiech) Macie być jeszcze lepsi, jeszcze głośniej śpiewać i pokazać, jak bardzo ich kochamy! Doprowadziliśmy do płaczu nie tylko Tini, a także Albę, Cande czy Mechi. Możecie być dumni!
ZDJĘCIA ROBIŁAM Z RZĘDU 11/SEKTOR A2, POTEM Z RZĘDU 1/SEKTOR A2.
*Zdjęcia umieszczane w tym poście są zrobione przeze mnie, dlatego zastrzegam sobie zakaz kopiowania. Jedynie zdjęcie widowni pochodzi z Twittera Samuela. Przepraszam za jakość ostatnich zdjęć, ale w pierwszym rzędzie był niezły tłok.
Moim skromnym jakże zdaniem był to jeden z najromantyczniejszych momentów koncertu! Przed "Podemos" odbył się krótki dialog między serialowym Leonem i Violettą, a nasz Jorgito spytał się widowni czy uważamy, że Martina jest piękna. V-lovers zareagowali bardzo entuzjastycznie i odpowiedzieli krótkim "Yes" lub "Si". Wiele myślało, że po wyznaniu miłości przez Violettę nastąpi pocałunek, jednak to jeszcze nie ten czas. Wyczekiwane "beso" pojawiło się nieco później! Zaraz potem na estradę wparował zespół All4You z zapytaniem czy chcemy, żeby zaśpiewali "All you ready for a ride?". Najpierw jednak wszyscy wspólnie zaśpiewaliśmy bez podkładu refren tej piosenki. Zadziwiające było, jak dobrze znaliście tekst. Należą się gratulacje. Choć od koncertu minęło już kilka dni, to ja ciągle mam przed sobą śpiewającą tę piosenkę fanów. Ruggero zaczął śpiewanie, a wraz z nim swoje głosy włączyła cała publiczność. Potem włączyła się także reszta naszych mężczyzn. Dalej wszedł Jorgito, a w Arenie zabrzmiała muzyka do tego utworu. Kolejno nadszedł czas na Alcancemos las estrellas w wykonaniu Martiny, Candelarii, Mercedes i Alby. Ten przebój był naprawdę energiczni, a V-lovers nie szczędzili śpiewania. I wreszcie długo oczekiwana chwila, kiedy na scenę wszedł Jorge Blanco-z gitarą oczywiście! Na co czas? Na dwie wersje Voy por ti (akustyczną i normalną). Śmiało mogę powiedzieć, że rozpływałam się, gdy serialowy Leon wykonywał ten utwór przygrywając sobie na gitarze.
Koniec chłopaków, czas na dziewczynę! Na scenę wchodzi... Nie, nie Violetta! Tym razem to Roxy. Z angielskim Polacy też sobie radzą. Mimo, że piosenka pochodzi z trzeciego sezonu i poznaliśmy ją stosunkowo niedawno, każdy śpiewał ile sił! Na koniec piosenki Martina zdjęła różową perukę i pozbyła się tej "maski" Roxy. No dobra, dobra... A teraz może dla odmiany coś innego? Na estradę wchodzi Ruggero Pasquarelii i śpiewa znane "Luz, camara, accion", a wszystkie Ruggeristas zapewne umierają, łącznie z redaktorką naszego bloga-Patrycją. Nasz serialowy Federico ma naprawdę bardzo, ale to bardzo dużo energii! Po tym utworze Candelaria, Tini zareklamowały pluszaki Tsum Tsum, które z pewnością przyniosły dużo uśmiechu na naszych twarzach. Otóż Molfese przyszła z wielkim Tsum Tsumem. Martina uważała go za uroczego, znów nasza "Camila" powiedziała, żeby poprosiła o takiego pluszaka Leona. Po tej scence wykonały "Codigo Amistad" i choć brakowała nieco udziału Lodovici, to poradziły sobie wspaniale.
Na scenę znów powraca Jorgito z "Entre dos mudnos". Wielkim, ale to wielkim zaskoczeniem był fakt, że zamiast na początku śpiewać "Oh, oh, oh, oh, oh, oh, oh" zaśpiewał "Po po po po po Polska". Warto dodać, że nie zrobiono tak w żadnym innym kraju! Możemy czuć się wyróżnieni. A teraz czas na to aby wykazały się Albanaticas i Mechilovers! Dziewczyny w duecie zaśpiewały "Peligrosamente bellas". Wyglądały wprost cudownie! I kolejny, dobrze znany nam utwór. Niestety ja byłam nie do końca spełniona ze względu na to, że była to piosenka trzech przyjaciółek: Violetty, Francesci i Camili, a dobrze wiemy, że Comello zrezygnowała z trasy Violetta Live. Mimo tego, jak zawsze reszta dała z siebie 101%! A teraz z góry Was przepraszam, ale tutaj się trochę rozpiszę, bo właściwie był to najważniejszy moment w czasie koncertu dla mnie, to była wyjątkowa chwila. Od kilku dni oglądałam nagrania z innych krajów, kiedy to nasz Dominguez wykonywał "Yo soy asi" i w tę niedzielę moje marzenie się spełniło, aby usłyszeć to dzieło na żywo. Wyszło mu wprost genialnie i choć pojawiał się już na scenie kilkakrotnie w grupowych piosenkach, to tą piosenką wymiótł całą resztę! Łzy leciały mi jak szalone, jednak ciągle miałam uśmiech na twarzy i nie wierzyłam, że to prawda. Krzyczałam, ile sił w płucach jego imię.
Były piosenki z drugiego sezonu, były z pierwszego.. Teraz chcemy trzeci! Martina weszła na scenę i wykonała "Supercreativa". Komentarz do piosenki? Było niesamowicie, a Stoessel w rzeczywistości jest jeszcze chudsza niż na zdjęciach. (śmiech) Jorgistas jeszcze mało? Ok, ok. Jest jeszcze "Te esperare". Na życzenie Blanco wszyscy fani zaczęli śpiewać razem z nim. Część osób dostosowała się do ustalonych akcji i do rąk wzięła zapalone lapki w telefonach czy aparatach i machała nimi. Choć efekt nie był znaczący, tak jak w przypadku "Soy mi mejor momento" to akcję możemy uznać za prawie udaną. "Como quieres" w tej trasie jest nieco inne. Tinita nie stoi już na wielkim diamencie, aczkolwiek wykonanie nadal jest bardzo dobre. I teraz jedna z moich ulubionych piosenek-"Ven con nosotros" rozgrzało publiczność! I znowu czas umierania dla Oli. Tak, tak-znowu Diego. Tym razem zaprezentował "Ser quien soy". Wersja co prawda nie była pełna, a jedynie wykonano refren (wspólnie z Martiną), ale wzbudziła wiele łez. I tutaj naprawdę wielkie gratulacje, bo było Was słychać wspaniale, co wyróżniało się na tle innych krajów. Do tej pory po nocach śni się ten moment, bo był cudowny. Pewnie myślicie sobie "wariatka", ale przyjechałam do Łodzi głównie dla niego i w ten sposób spełniłam swoje marzenia. ♥
Teraz time na grupowe piosenki-"On beat" i "Juntos somos mas". Większość dostosowała się do akcji i skakała oraz machała swoimi kolorowymi glowstickami! Było widać Waszą energię! Hm... Po tych piosenkach na scenę wyszła Martina mająca sobie flagę Polski. Był to naprawdę magiczny moment ze względu na to, że nie miała jej na żadnym innym koncercie. Nie mogłam powstrzymać się od płaczu, bo te słowa.. Słowa wdzięczności, słowa podzięki za to, że jesteśmy, za to, ile serca w to wszystko wkładamy, za każdy nasz uśmiech. Akustyczna wersja "Soy mi mejor momento" była zdecydowanie znaczącym momentem. Tak, jak słowa piosenki mówią "Mój najlepszy moment". I przełomowa chwila! "Ser mejor" i nagle wszyscy podnoszą w górę kolorowe kartki (płyta czerwone, trybuny białe). Obsada była tak pełna podziwu... Sama ryczałam jak bóbr, bo tutaj zobrazowano to, ile razem potrafimy zdziałać! Wielu myślała, że to koniec koncertu, jednak nie. Na estradę weszła Justyna Bojczuk i zachęcała nas do krzyku, aby pokazać ekipie, że nadal mamy siłę, chcemy więcej i tego oczekujemy! Piski były niesamowite, a zaraz potem pojawiła się Tini na wielkim księżycu, który wędrował po widowni. Zatrzymał się nieco w prawo ode mnie, jednak centralnie nad nami! "Te creo" uważam za udane! Śpiewali wszyscy! I starsi, i młodsi.
Zostały jeszcze wie piosenki, które na pewno zna każdy z Was-"En mi Mundo" oraz... O tym zaraz. Początkowa piosenka z "Violetty" była jedną z wykonanych przez publiczność najlepiej za pewne ze względu na to, żet towarzyszy nam od samego początku. Potem wykonano "Libre soy", czyli utwór z "Krainy Lodu". Mimo, że ta piosenka kompletnie odbiega od Violetty, większość znała ją perfekcyjnie. W tym czasie ja przedostałam się pod samą scenę i gościłam pierwszy rząd. Było niesamowicie być niemal metr od Diego! To była zdecydowanie przełomowa chwila, gdyż na scenę weszli także producenci, rodzina obsady, a także Clara Alonso! Dużym zdziwieniem było także ich pocałunek (Diego i Clary). W tym momencie choć serce mi się nieco krajało, zdałam sobie sprawę, czym jest prawdziwa miłość. Jestem bardzo szczęśliwa, że Dominguez znalazł tak cudowną dziewczynę i życzę mu jak najlepiej! Poza tym jest śliczna! (to tak na boku). A no tak, zapomniałam jeszcze o kilku kwestiach. Było też beso Leonetty, jednak z jednej strony okropnie się zawiodłam, a z drugiej byłam dumna. Tradycyjnie zgasili światła od razu, jak się do siebie zbliżyli, ale Martina powiedziała do niego "Kocham Cię" po polsku. Ogólnie było dużo polskiego akcentu, a obsada powiedziała w tym języku naprawdę dużo i było to m.in "Jesteście super", "Kocham Was" czy też "Śpiewajcie ze mną". W pewnym momencie z tub wyleciało mega-dużo fioletowych serduszek! Mechita wyszła na scenę z napisem na czole, iż nas kocha. Niesamowity koncert, niesamowite emocje, niesamowici ludzie, niesamowite wspomnienia. Warto? Warto! Wyszłam z Areny z głową pełną Diego. Szłam i krzyczałam "Spotkałam mojego męża". (śmiech) Szczera prawda. Jaki z tego wniosek? Eh, Łodzi nic nie pobije, ale próbujcie! (śmiech) Macie być jeszcze lepsi, jeszcze głośniej śpiewać i pokazać, jak bardzo ich kochamy! Doprowadziliśmy do płaczu nie tylko Tini, a także Albę, Cande czy Mechi. Możecie być dumni!
ZDJĘCIA ROBIŁAM Z RZĘDU 11/SEKTOR A2, POTEM Z RZĘDU 1/SEKTOR A2.
*Zdjęcia umieszczane w tym poście są zrobione przeze mnie, dlatego zastrzegam sobie zakaz kopiowania. Jedynie zdjęcie widowni pochodzi z Twittera Samuela. Przepraszam za jakość ostatnich zdjęć, ale w pierwszym rzędzie był niezły tłok.
Dzięki za relacje z Violetta live.
OdpowiedzUsuńZAZDROSZĘ WAM !!!!!!!!
Czy wiecie kiedy przyjdą nagrody za 1 trze miejsca z konkursu plastycznego ?
konkurs plastyczny "Fioletowy szkic"
UsuńPostanowiliśmy, że nagrody wyślemy razem z nagrodami za konkurs The Voice of Violetta. Pozdrawiam!
Usuńok
Usuńnie...
UsuńJa nigdy nie zapomne tego, co przeżyłam na VL. Przede wszystkim piosenki "Ser mejor". :))))
OdpowiedzUsuńWspaniała relacja z koncertu
OdpowiedzUsuńNiestety nie byłam na koncercie :-( ogladalam filmiki na yt i myslalam że na Jorge będzie większy hałas ale mam nadzieję że Jorge się wzruszył. Ja to jak bym tam była to najbardziej zwracała bym uwagę na Jorge. XD Ale może nie ma tak dużo w Polsce jego fanów :-\ Ale dziękuje tym którzy pokazali że polska go kocha :-)
OdpowiedzUsuńDzięki tej relacji mam poczucie że dobrze zrobiłam kupując bilet do Wawy mieszkając w Londynie xD
OdpowiedzUsuńWidziałam sporo filmów z koncertu i widać że w Polsce moc ! XD szkoda że nie ma "A mi lado" może będzie na 2 część trasy
PS. Na 19 na zakończeniu było jeszcze beso Ruggelari (tak się to odmieniaxD) którym jaram się jak głupia :P
Un conciero increible! Tini estaba llorando y eso me impresionó mucho!
OdpowiedzUsuńBesos de Espana!
Buziaczki ! :)
Zrobiłaś błąd bo to Jorge powiedział kocham cię a nie Tini
OdpowiedzUsuńMam pomysł na kolejną akcję : wielki transparent na Ser mejor z napisem po hiszpańsku "kochamy obsadę Violetty i dziękujęmy za waszą miłość " :) co o tym myślicie?? A propos udała się akcja z książką dla obsady ???
OdpowiedzUsuńKocham piosenkę ''Ser mejor'' <3
OdpowiedzUsuńA kto jej nie kocha!?
OdpowiedzUsuń