4 kwi 2015

[Głos czytelnika] - 2 w 1!


Zapraszam Was na kolejny post z nowej serii  głos czytelnika! Tym razem mam niespodziankę - w konsultacji z całą redakcją postanowiłam tym razem umieścić dwa posty. Dlaczego? Przekonajcie się sami! Mam nadzieję, że spodoba się Wam to, co przygotowały dziewczyny.
Zapraszam do postu!




Z góry przepraszam za to kilkunastogodzinne opóźnienie. Wiem, że niektórzy z Was cały dzień odświeżali naszą stronę, aby sprawdzić czy to nie ich post pojawi się na blogu. Nadszedł piątek, a wraz z nim kolejna odsłona Waszych szalonych pomysłów! Tym razem będzie to temat Violetta Live w Polsce! Spytacie też z jakiego powodu pojawią się dziś dwa posty? Otóż, po otrzymaniu maila od Agaty nie mogłam się powstrzymać, aby nie podzielić się z Wami tymi kilkoma cudeńkami, które zostały mi wysłane. Przypominam także, że do kolejnego piątku - 10 kwietnia, do godziny 12:00 możecie wysyłać mi kolejne prace, tym razem na dowolny temat! Mimo, że nie na wszystkie odpisuję to i mogę Wam przysiąc, że wszystkie czytam. Bardzo trudno mi wybrać tą jedną jedyną, która pojawi się na naszej stronie. Pamiętacie adres?
violettablogpoczta@gmail.com
Czekam na Wasze pomysły i zapraszam do przeczytania oba postów. Są świetne!



Koncert Violetta Live 2015 w

 Łodzi
„Kiedy wspominam te chwile na mojej twarzy momentalnie pojawia się uśmiech”- Ja
 
W tym poście opowiem Wam o moich przeżyciach oraz emocjach, która towarzyszyły mi na Violetta Live. Opowiem wszystko od A do Z. Ponieważ w Łodzi byłam nie tylko na koncercie, ale też po to by tam trochę pobyć to zawrę także i te momenty, które uważam za cenniejsze od koncertu… Zapraszam do postu!
 
Godzina 10:00- Wyjazd do Łodzi (zaczynamy

 magiczne przeżycia)

Mój plan był taki by wyjechać właśnie o tej porze, ponieważ nie ukrywam pierwsze co miałam zrobić w Łodzi to prosto kierowanie się do hotelu Hilton, w którym zatrzymała się obsada. Tak też zrobiłam. Jeśli chodzi o podróż to minęła mi ona dosyć szybko, chociaż do Łodzi miałam 250 km, bo mieszkam w okolicach Katowic. Przez całą drogę oczywiście obowiązkowo słuchałam płyty „Gira mi cancion”, która pochodzi z (niestety) ostatniego sezonu Violetty. Muszę przyznać że jak mój tata (który towarzyszył mi podczas koncertu) powiadomił mnie że już powoli zbliżamy się do Łodzi to moje serce zaczęło bić o wiele mocniej. Nie wiem dlaczego, było około 12, a koncert miałam o 19, czyli jeszcze było aż 7 godzin. Tak jak wspomniałam wcześniej, gdy już zawitałam do Łodzi od razu pojechałam pod hotel. Oczywiście chyba każdy się domyśli, że pojechałam tam po to by jakimś dziwnym trafem zobaczyć choćby kogoś z obsady. Krótko przed wyjazdem do tego miasta mój tata powiedział: „Skoro pierwszy koncert mają o 14:30 to jak już my tam będziemy to oni już dawno będą w Atlas Arenie”. Nie zasmuciły mnie te słowa, lecz bardziej zniechęciły i odebrały moją założoną, „bezsensowną” nadzieje. Podczas drogi wróciłam do tzw. realizmu, czyli już całkowicie straciłam nadzieję że kogoś zobaczę. Byliśmy już na miejscu, czyli w Hiltonie. Mój tata zaparkował nawet nie daleko hotelu. Dziwnym trafem, jak ja to mówię mój tata usłyszał piski i krzyki dochodzące z hotelu, a ja nie. „Emilia! Wysiadaj szybko tam ktoś krzyczy!”- powiedział mój tata. Ja w totalnym zacofaniu z utraconą nadzieją bardzo wolno wysiadłam z auta. Jeszcze musiałam wziąć ze sobą reklamówkę, w której była książka („Po prostu Tini”- biografia Martiny) na wypadek wiadomo czego… oraz list, który napisałam do Tini. Dopiero „gdy już byłam na nogach” pospieszyłam ruchy. Biegłam ile sił w nogach. Nie ja jedyna, ponieważ za mną biegło kolejny ogrom fanek. Po chwili dostrzegłam czarne „wypasione” auto, a za nim mniejszy szereg biegnących fanek. Postanowiłam że też za nim pobiegnę. Auto stanęło, a ja zaczęłam się przepychać pomiędzy ludźmi, żeby zobaczyć kto jest w aucie. Domyśliłam się, że może tam być ktoś z aktorów. Kilka sekund później byłam już przy szybie samochodu. Zobaczyłam w nim mamę Martiny! Wszyscy zaczęli piszczeć, krzyczeć i machać do niej. Mariana miała na sobie okulary słoneczne i praktycznie nie zwracała na nas uwagi tylko odwróciła się do (chyba) osoby, która siedziała obok. To wszystko działo się tak szybko, a już z szyby pokazała się… sama Martina, czyli Tini! Jak ją zobaczyłam… zaczęłam płakać. To jakie były moje emocje jest nie do opisania! Nawet teraz nie wiem jak to wszystko ubrać w słowa! Najgorsze było to że jakiś miesiąc przed koncertem zaczęłam się zastanawiać w którym hotelu mogliby się zatrzymać aktorzy. Moim pierwszym „pomysłem” był właśnie Hilton! Mój tata jak przedstawiłam mu mój pomysł, że chcę zrobić w nim rezerwację dniu koncertu bez gadania nawet go poparł. Tak też zrobił, próbował nawet „zagadać” czyli dowiedzieć się coś na temat ich noclegu, jaśniej: pytanie: -Czy oni u Was śpią?. Niestety z tego co pamiętam to, że osoba od działu rezerwacji powiedziała: „Nic mi na ten temat nie wiadomo, ale z tego co wiem to wcale nie znaczy że u nas nie śpią”- do dziś pamiętam te słowa, które przyczyniły mnie do tego że znalazłam się w totalnej rozsypce. W końcu cena za jeden nocleg za pokój dwuosobowy wynosiła około 400 złotych, a nie pochodzę przecież ze specjalnie bogatej rodziny. Jakieś dwa tygodnie później na pewnym blogu pojawiła się informacja, iż obsada „zatrzyma się w hotelu Andel`s w Łodzi”. Jedyne co z tego wpisu było prawdą to to, że aktorzy przylecą do Polski 28 marca, dzień przed koncertem. Jak już wiedzieliśmy właśnie 28 wydało się, że obsada jednak jest w Hiltonie! Właśnie tam gdzie o krok bym tam była…  Ale wracając do spotkania z Tini. Jak już wcześniej mówiłam nie wiem jak to opisać! Jedyne co powiem: To były sekundy! I właśnie teraz możecie mnie wziąć za idiotkę: moim zdaniem to było jak… przeznaczenie, szczęście. 1. Szybkie znalezienie miejsca parkingowego przed hotelem 2. Usłyszenie przez mojego tatę pisków i krzyków dochodzących z hotelu 3. (o czym wcześniej nie wspominałam) samochód w którym była Martina stało przed szlabanem, który w tamtym momencie się zaciął i nie mógł pojechać. Dzięki temu mogłam zobaczyć Tini. Konkretniej (spotkanie): Z moich oczu poleciało kilka łez. Zaczęłam do niej machać a nawet raz zastukałam o szybę. Wydaję mi się że jako jedyna ja płakałam z kilkorga dziewczyn. Pozostałe tylko się ekscytowały i piszczały. To też (tak mi się wydaje) Martina zwróciła NA MNIE szczególną uwagę. Uważam że machała tylko do mnie, ponieważ jej oczy był wpatrzone tylko we mnie a nie w cały tłum… Kiwała mi jeszcze głową w takim kontekście żebym nie płakała… Na koniec jeszcze posłała mi buziaka, a potem już odjechała. Ścięło mnie z nóg! Dosłownie. Żałuję tylko że nie zrobiłam zdjęcia z dwóch powodów: żebyście uwierzyli (zdaję sobie z tego sprawę, że nie każdy teraz mi uwierzy) i po prostu na pamiątkę. Od tamtego momentu kiedy wspominam tamte chwile na mojej twarzy momentalnie pojawia się uśmiech. Jak już mówiłam wcześniej to były sekundy. Dlatego też nie udało mi się zrobić zdjęcia. Jeszcze tylko wspomnę, że mój tata stał obok (był równie podekscytowany) i powiedział, że jakby auto ruszyło w tył to przejechało by mi po nogach (hehe) Po jakiś pierwszych 20 minutach nie mogłam się przestać trząść! Ciężko mi się w ogóle oddychało. Brakowało mi powoli tlenu! Tini odjechała a ja za sobą słyszałam głosy: „Nie mam zdjęcia, ale przynajmniej ją widziałam!- krzyczała jakaś dziewczyna. Minęło parę minut, a ja zaczęłam płakać, oczywiście ze wzruszenia. Do dziś nie dopuszczam do siebie takiej myśli, ze widziałam ją na żywo. To było jak sen. A jednak…
 
 
Godzina 14:00- Manufaktura
 
Będąc w Łodzi postanowiłam trochę „pozwiedzać”. Daję tu cudzysłów, ponieważ Łódź ogólnie nie ma nic do zaoferowania. Jedyne co w niej jest to manufaktura. Ogólnie to totalne zadupie. Nie rozumiem organizatorów koncertu dlaczego akurat Łódź, przecież jest tyle ciekawych miast np. Warszawa, Kraków itd. Wiem, że zagoszczą w tych miastach w sierpniu, ale jednak ta ich pierwsza wizyta w Polsce nie musiała być jednak koniecznie w tej Łodzi… Ale wracając do manufaktury. Pojechałam tam zaraz po najbardziej magicznej chwili w moim życiu. Gdy już tam byłam: zobaczyłam ogromny „rynek” a może raczej pole. Wokół niego pojedyncze restauracje oraz różne stragany (w tym restauracja Magdy Gessler, dodam) znajduje się tam również centrum handlowe „manufaktura”. Na początku weszłam do niego i obeszłam. Jest tam ogromnie dużo sklepów, ale nie miałam ani czasu ani ochoty żeby po nich chodzić, ponieważ byłam z tatą, a zakupy z tatą nie zawsze mi się udawały więc sobie to odpuściłam. Nie mogłam się zdecydować do której z restauracji mam wejść więc wybrałam najprościej- Maca (Macdonald) tam zjadłam obiad  po obiedzie pochodziłam trochę w okolicach manufaktury, a potem na małą przejażdżkę po mieście. Po jakiś dwóch godzinach wróciłam powrotem do manufaktury, aby zjeść w jakieś kawiarni deser. Poszłam zatem do restauracji La`vanda (przy okazji powiem że był tam piękny wystrój tak… lawendowo) gdzie zjadłam pyszną „szarlotkę”. Właściwie były to pieczone jabłka z orzechami i migdałami a do tego gałka lodu. Po zjedzonym deserze, ponieważ była 16:30 ruszyliśmy w stronę Atlas Areny. Nawet nie wiecie jaka była zadyma z przyjechaniem tam. Wszystkie auta się wpychały. Zacznijmy w ogóle od tego że policja źle kierowała ruchem naprowadzała nas w kółko. Widocznie nie miała pojęcia o tutejszym układzie dróg. Ale jakoś dojechaliśmy, mój tata zaparkował tak jak szereg innych aut na jednym pasie drogi, co było dozwolone w dniu koncertu.

 
Godzina 17:00- KONCERT! (cel wyprawy)

Z parkingu szybko poszliśmy kawałeczek piechotą do Atlas Areny. Byłam zdziwiona tym że nie było aż takiego tłumu o bilety! Podczas stania w kolejce (małej) widziałam telewizję! Jakieś dziewczynki mówiły do kamery! Najpierw trzeba było pokazać bilet, a później go skanowano. Nie weszłam od razu na halę, ponieważ rzucił mi się w oczy sklepik z gadżetami i jego cenami… Były kosmiczne! Bluza 150 zł?! Ale nieważne w końcu cos kupiłam. Były to: szalik (60 zł), flaga (50 zł) i plakat (20 zł) łącznie wyniosło mnie 130 zł. Nieźle co? Ale wracając do samego koncertu. Gdy już kupiłam gadżety to poszłam na halę. Była ogromna! Ponieważ byłam około półtorej godziny przed to jeszcze były praktycznie pustki. Wszystko  było estetycznie przygotowane. Zasiadłam na moim miejscu, ja akurat miałam sektor B4 rząd 10 miejsce 7 i 8. Na scenie już się wyświetlało Violetta Live, a ja z coraz większym podekscytowaniem czekałam na koncert. Poszłam jeszcze pod scenę porobić sobie parę selfie i ją zobaczyć. Jeszcze później przeszłam się po trybunach. W pewnym długo oczekiwanym momencie zgasły się światła i na scenie pojawił się obraz gwiazd. Przed koncertem grupa tancerzy zrobiła pokaz z glowstick`ami , a i no przecież pisków nikt nie szczędził. A kiedy znikli tancerze i po arenie zaczęła się włączać muzyka do piosenki „En gira” to wszyscy zaczęli piszczeć, ja z resztą też. Na scenę zjechała Tini, a wraz z nią wyszli pozostali aktorzy. Razem wykonali wspomniane En gira, a potem skocznie przeszli do Tienes El talento i Euforii. Po tym wstępie wszyscy aktorzy się przywitali mówiąc po angielsku! Na scenę wyszła także Justyna Bojczuk, która prowadziła koncert. Takim momentem, który najbardziej zapadł mi w pamięć to wtedy kiedy Martina przed zaśpiewaniem piosenki pt. Soy mi mejor momento mówiła po angielsku (z tego co zrozumiałam) , że dzięki nam jej marzenia się spełniły, powiedziała nawet po polsku KOCHAM WAS! Powtórzyła to jeszcze podczas piosenki Te creo, pocałowała flagę polski, którą miała nałożoną na sobie i mało tego dostała ją od fanki. Na koniec przemówienia, że tak to nazwę poprosiła wszystkich obecnych o włączenie lamp błyskowych w telefonach i muszę przyznać, że na początku nie wiedziałam o czym Tini mówi (niestety mój język angielski nie jest na aż tak wysokim poziomie), ale szybko się zorientowałam, gdy wokół mnie wszyscy zaczęli włączać światełka. Oczywiście na nic nie czekałam i też włączyłam w swoim telefonie. Po kilkunastu sekundach praktycznie co druga osoba na koncercie miała włączoną lampę. Wierzcie mi efekt był rewelacyjny! Moim zdaniem pod tym względem Polska spisała się najlepiej. Ale wracając. Tini najpierw zaśpiewała krotką wersję na gitarze, a potem przeszła do normalnej. Publiczność śpiewała razem z nią, z resztą Martina sama dawała nam szanse z czego w pełni wykorzystaliśmy. Moim zdaniem to był najpiękniejszy moment… Jeszcze takim, który też dorównywał tamtemu było to kiedy Tini śpiewała ostatnią piosenkę pt. Libre soy wtedy wszyscy wbiegli pod scenę (ja też) oraz rodzina Tini wbiegła na scenę i wszyscy… No i oczywiście tak jak zawsze z góry zleciało konfetti w formie fioletowych serduszek. Wszystko było genialne. Ten koncert na pewno zapamiętam do końca swojego życia. 

 
Emilka
 

 

Przy okazji chciałam pozdrowić wszystkich czytelników bloga Violetta 2 Polska!  

 

Moje dzieła - ołówek w ręce!

*Wszystkie zdjęcia prac, o których mówi Agatka znajdziecie na samym dole! 


       Rysowanie, szkicowanie są to, szczęśliwe buźki radość. Jest to najprostszy sposób do wyżalenia się, pokazania swoich możliwości nie tylko artystycznych.

W moim przypadku ołówek w ręce jest jak przyjaciel. Rysuję to co czuje, to co marze i to co chciałabym aby się spełniło. Kolorowe kredki dodają uroku, wdzięku całej pracy, a miłość włożona w rysunek tylko polepszy dzieło.

W tym poście przedstawię Wam kilka moich rysunków które narysowałam. Są one całkowicie mojej twórczości. Czasem lubię się 'odludnić' siąść w zaciszu, kredkę w rękę i wyrzucić wszystko na kartkę. Nie muszą być to rysunki o smutnej tematyce, ale przede wszystkim te radosne! Pokażę Wam kartki z pamiętnika (te niezapisane) inspirowane serialem Violetta. Myślę, że niektóre spodobają się wam , bardzo bym się cieszyła. Teraz rysunki bohaterów serialu. Mam ich niewiele ale bardzo starałam się nad ich wykonaniem. Rysunek wyżej przedstawia serialową Violettę Castillo pamiętnikiem u boku. Całe moje dzieło wypełniają kolorowe barwy i tytuły piosenek z serialu. Warto zapamiętać, że jest to rysunek stworzony na wzór zdjęcia z własnymi dodatkami. Poniżej rysunek Ludmiły Ferro  - eleganckiej , bystrej i utalentowanej dziewczyny studia On Beat . Wzorowałam się na zdjęciu z sesji do drugiego sezonu.
Kolejny obrazek to serialowa Francesca , grająca najlepszą przyjaciółkę Violetty. Jest to stary rysunek , dlatego nie śmiejcie się z twarzy bohaterki xd To był mój pierwszy portret o serialu i trochę mi nie wyszedł , jednak postanowiłam Wam go pokazać.
Specjalnie na koncert ViolettaLive. Plakat również robiony co prawda na szybko, ale cieszy się wygraną w dwóch konkursach.
 
Z pół zapisanego zeszytu to jest tylko parę stron, parę rysunków
Uwieżcie mi cały zeszyt mam w obrazkach , nawet zeszyty szkolne . Chciałabym Was zachęcić do komentowania , aby każdy wyraził swoją opinię.  Może nie mam ręki poety, ale jestem sobą i robię to co potrafię i to co chce dalej robić. Śmiało pod postem wyrażajcie swoje reakcje i komentujcie!
 
Który rysunek według Was jest najlepszy?


































Agata


Jak Wam się podobają posty dziewczyn?



14 komentarzy:

  1. Opis koncertu piękny, a rysunki jeszcze lepsze! Przepięknie rysujesz Agatko!
    1-sza!
    ♥️TiniLove♥️

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję TiniLove, włoźyłam całe serce ;) Teraz nie muszę kupować pamiętnika Violetty , już go mam własnoręcznie zrobiony :)

      Usuń
  2. Ja byłam na godz. 14.30 i przed piosenką Mi Mejor Momento Tini zaczęła do nas mówić po angielsku i w pewnym momencie zamilkła.. Nie wiedzieliśmy co się dzieje czy jej się w głowie zakręciło czy co. Patrzymy na nią, a ona zaczyna płakać. To był cudowny moment. Z tego widowiska to najbardziej utkwiło mi w głowie...

    OdpowiedzUsuń
  3. Anonimowy10:23:00

    Bardzo dziękuję za takie wyróżnienie, nie spodziewałam się!
    PS
    Mój post to relacja z koncertu :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Mogłabym prosić o link do bloga Candelarii? Przekopałam się przez pół Internetu i ani śladu jej blogowej działalności!

    OdpowiedzUsuń
  5. Kto jedzie 26 sierpnia do Krakowa? Moje miejsce: C1 rząd 44 miejsce 9 lub 10.
    ♥️CandeTheBest♥️

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie podoba mi się to, że obraziłaś w tym poście moje miasto. Sama przyjechałaś 'z okolic Katowic', więc nie wiem czemu uważasz, że Łódź to zadupie.
    Łódź to bardzo duże i piękne miasto. Mamy trzy dużo galerie i powstaje czwarta. Zabytkowe kamienice i ulice tworzą śliczny nastrój w centrum miasta.
    Moim zdaniem dobrze wybrali, bo Łódź jest środkiem Polski i osoby, które na przykład przyjechały z Gdańska miały bliżej, niż do Krakowa.
    Jak to określiłaś, że Łódź jest 'zadupiem' to życzę powodzenia w dalszym życiu, bo jest to jedno z największych miast w naszym kraju.

    Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie kłóćmy się. Każdy ma prawo do własnej, subiektywnej opinii. Emilka także. Pozdrawiam! :)

      Usuń
  7. Wszystkie rysunki śliczne. Zazdroszczę ludziom, którzy umieją rysować.. :> Co do Łodzi.. muszę się NIESTETY zgodzić.

    OdpowiedzUsuń
  8. Ale ślicznie rysujesz zazdroszcze talentu !
    http://violettaoczamipolskiejfanki.blogspot.com/
    Zapraszam na mojego bloga o violettcie !

    OdpowiedzUsuń
  9. Ale ślicznie rysujesz zazdroszcze talentu !
    http://violettaoczamipolskiejfanki.blogspot.com/
    Zapraszam na mojego bloga o violettcie !

    OdpowiedzUsuń
  10. Anonimowy15:32:00

    Polskie V-lovers pomóżmy Rosji. Teraz na pewno pytanie czemu przecież tam jest Putin i wogóle ale Violetta jest emitowana u nich nawet dłużej niż u nas . Na koncert zasługują 100 razy bardziej niż Niemcy . Pomóżmy im #RusiaQuiereViolettaLive oni chcą tego koncertu tak samo jak my może nawet więcej bo u nas koncerty są zapewnione a u nich nic..

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Anonimku, w zupełności się zgadzam z tobą :). Pokażmy, że nie myślimy tylko o sobie. Przecież wszystkie V-lovers to jedna wielka rodzina i powinniśmy sobie pomagać. Może wtedy pozostałe państwa, które nas teraz hejtują pożałują tego i zobaczą, że jesteś przyjaźni dla innych. :) Ale Niemcy też należą do V-lovers i oni też powinni. Nie wyobrażam sb żyć w państwie, które wgl by nie miało VL :(
      Moja opinia. I w zupełności zgadzam seę z anonimkiem u góry ;).
      Sorry za błędy.

      Usuń

Dziękujemy wam za to że jesteście tutaj z nami!